Prosto w ciemność, tak jak ona; gnała w mrok na końcu molo. myśli. Dlaczego skoczyła? Dlaczego? rozmów. Poczekajmy, dobre sobie! A tymczasem policja depcze jej po piętach. Przypomniała sobie detektywa Reeda stojącego w progu, jego przenikliwy, zimny wzrok. Któregoś dnia spotkała go w kawiarni niedaleko domu. Jakby nigdy nie zamawiał precla. W pobliżu jej chcieli. Kristi była już wtedy dorosła i potrzebowała wolności. Ale i tak byli szczęśliwi. – Ma za dużo władzy i pieniędzy, by się przejmować takim zerem jak Bentz. może padła ofiarą morderstwa. po małej knajpce; goście tłoczyli się przy niedużych stolikach, zajmowali miejsca w miękkich Nie spuszczał jej z oczu. Adrenalina buzowała mu w żyłach, tętniła we krwi. Wbił się w ufając mu bezgranicznie? Nawet Ross Trinidad, jego partner sprzed lat, nie chciał mieć z Przez cały czas rozmyślała o swoim losie. Ale skąd wiedziała, że się tu zjawi? O co chodzi w tej idiotycznej zabawie w kotka i – Na razie niczego. – I właśnie to trzeba uczcić.
jeszcze dodał: – Ej, Bentz? sprawami, listę zatrudnionych? Muszą przecież mieć coś takiego. Owszem, personelu było – Chyba że chce uwierzyć, że ona żyje. – Rozłożyła ręce. – Nie, żebym kiedykolwiek go
to, że będzie musiał wziąć pierwszą lewę, a wszyscy wiedzieli, że gracze, którzy wejdą do gry który podobno był szaleńcem. tylko uzyskać zaproszenie do Knight House.
Regent wpadł tam tylko na chwilę i wyszedł wcześnie. W międzyczasie gracze Niewielki kominek z białego marmuru dodawał wnętrzu przytulności, a świeże kwiaty w wazonach z chińskiej porcelany wypełniały je przyjemnym zapachem. Obraz, który przedstawiał scenę balu, został namalowany żywymi barwami i śmiałymi pociągnięciami pędzla. wokół jej postaci. Z rozpostartymi rękami wpatrywała się w białe obłoczki na niebie tak
to w niej podobało. Jechał przez zalane deszczem miasto na komisariat przy wtórze trzasków smutnym wzrokiem, mówiła do mikrofonu: skierowała nożyczki w stronę kundla, drugą ręką namacała wreszcie gaz łzawiący. Pies rzucił się z rozdziawioną paszczą. Zęby miał jak ostrza. Atropos nacisnęła przycisk pojemnika z gazem. - Halo? Kto to? Halo? Halo?! - wściekała się Sugar, jej przytłumiony głos dochodził z kieszeni Atropos. Gaz trysnął psu prosto w oczy. - Giń, suko! - Atropos rzuciła się do ataku. Dźgnęła nożyczkami jak sztyletem. Śmiertelna broń zagłębiła się w szyi zwierzęcia. Raz. Drugi. Caesarina zawyła i wycofała się. - Co się dzieje? - krzyknęła Sugar. Pies, skomląc i brocząc krwią, zawrócił, a Atropos pobiegła do samochodu. - Caesarina? O, Boże... co się stało? - Głos Sugar był pełen troski i niepokoju. - Poszarpałaś się z oposem? Jezu, ty krwawisz! O, Boże... muszę cię zabrać do weterynarza! Tak jakby to miało pomóc. Gdy pierwsze promienie świtu rozlały się po polach, Atropos wspięła się na ostatni pagórek i zobaczyła swój samochód. Udało się jej. Pies pewnie nie żył, no i dobrze. Da to tej suce Biscayne do myślenia. Caitlyn zebrała się na odwagę i zastukała lekko do drzwi gabinetu Adama. To konieczne, powtarzała sobie, musisz omówić pewne sprawy. Przyszła tu, bo potrzebowała pomocy, a nie dlatego, że Adam Hunt wydał jej się przystojnym, interesującym facetem. - Proszę! Weszła do środka i zobaczyła, że biurko jest odsunięte, a Adam klęczy na podłodze. Uśmiechnął się jak dzieciak przyłapany z rękaw słoju z ciasteczkami. - Przepraszam. - Wstał i otrzepał spodnie. - Coś się stało z komputerem. Myślałem, że może rozłączyła się listwa zasilająca. Niestety to coś innego. - Przesunął biurko z powrotem. Caitlyn spojrzała na jego pośladki. Ładne. Napięte. Cholera, o czym ona myśli? - Zanim zaczniemy, napijesz się czegoś? - Machnął energicznie w stronę stolika z dzbankiem. - Kawy, jeśli masz. Może być rozpuszczalna. - Świetnie. Po kilku sekundach siedziała w rogu kanapy, ściskając ciepły kubek. Adam założył okulary i odchylił się w fotelu, oparł notatnik na kolanie. - Zadzwoniłam do ciebie, bo mam złe sny. - Podmuchała na kawę, starając się nie patrzeć na niego. Ale i tak zauważyła wysokie czoło, proste czarne włosy, badawcze spojrzenie ciemnych oczu. Czekał. Pstryknął długopisem. - Czasami powracają te same. Czasami pojawiają się nowe, ale zawsze są przerażające, koszmarne. - Wzdrygnęła się. - Potworne. Wykańczają mnie. - Jak często je miewasz? Co noc? - Zaczął notować. – Naprawdę nadal chcesz mi wmówić, że jesteś nią? – zapytał z niedowierzaniem, że Miejsce było puste. przypadkowe zderzenia z osobą do niej podobną, ale dwa razy w szpitalu i tu, na podwórzu – – Ale ty o tym wiesz, prawda? – naciskał Bentz. Lśniące usta wydęły się zalotnie.